poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sowa


Kawa, sowa, słowa....Co tu więcej mówić...


Tak, tak, ona trzyma kubek z gorącą kawą!
\



Zapraszam do wyzwania z sową w Scrap Cafe

Do wygrania bon na 50zł.



Zgłąszam również
- Scrapujące Polki - Art Journal - ważne słowa
Scrapki wyzwaniowo - skrzydła

Dziękuję za odwiedziny.
Miłego tygodnia!



urodziny szefowej

Z okazji tak wspanaiłęgo święta jakim są URODZINY
cały nasz design team  przygotował karteluchy
aby ten dzien umilić. 

A moja prezentuje się tak:



Birthday card, handmade card






poniedziałek, 18 listopada 2013

Debiut w ScrapCafe i odrobina Barcelony

Oto moja nowa praca, kórą planowałam już od jakiegoś czasu, bo to nic innego jak coś tylko dla mnie:)
Zapraszam:


Po więcej zdjęć zapraszam na TUTAJ.

Ah, pochwlę się jeszcze wspaniałymi wakacjami, którymi jeszcze się żywię we wspomnieniach 
i nie daję się naszej już mroźnej pogodzie!! 
Tibidabo, sunset, Yoga pose, Yoga, Salamba Sirsasana, Stanie na głowie z podparciem, Ewa Jarlińska, Evik, evikowe-ch-file, Barcelona
Tutaj moja ulubiona pozycja jogi: Sirsasana (stanie na głowie z podparciem),
na szczycie Tibidabo o zachodzie słońca.

Bo to co mnie zachwyca....

 A tak zaczynał się i  kończył każdy nasz dzień: 



Był i Gaudi i jego ogrody w Parku Guel





A to jeśli to jest hotel to będzie nasz następny, w ktorym wylądujemy.

Sztuka na murach:P 

 Ah Jardin Botaniqe. To są TE miejsca, które Evik musi zwiedzić. Dotykam, focę i kradne nasiona. Już wychodowałam przywiezione nasionko karagany z irlandii (mieszka pod blokiem moich rodziców juz 5 rok)
 i udało mi się wychodować Callistemona (kuflik).
Zdechło mu się, bo u nas nie zimuje i na klatce schodowej zasuszyłam go moją złą pamięcią o nim.
O jego podlaniu mam na myśli.



Jeśłi zauważycie, że to mój palec, to odkryjecie najmniejsze liście złożone na świecie. 
No, mniejszych nie widziałam.








Nieudana restauracja. Niby specjały, ale smaku nie miało zabałdzo.






Barceloński market zachwycał kolorami i różnoronością. Naszym szczytem było kupienie za 25euro kilka rodzajów cukierków ze stoiska gdzie było tego całe mnóstfooo. Ajajajja, słodkie i wcale nie takie zachwycajacće te pralineczki:) Może ze dwie na 10!


 Przepyszny owoc, znam go już z podrózy do egiptu. Zachwyca słodkością i delikatnością miąższu!







 A to typowe Barcelońskie śniadanko:



 Ser w kostkach niezjadliwy, ale mądrość ma pozwoliła mi urozmaicić podane bez żadnej sosiny warzywa, skropiłam octem, polałam oliwą i było rewelacyjnie:) A pani z baru zobaczywszy moje serowe pieszczoty spojrzała z zaskoczeniem i rzekła coś na kształt  "brilliant" czy "intelligent".
Chyba jak dotąd nikt tam na to nie wpadł  :-P Miłe.


 Troszke architektury miasta:



 Był i Łuk Triumfalny z idealnie wkomponowanym moim Ktosiem.


 i MY,  'se sobie'


 Dziecko jest! Żyje, testuje, próbuje i się nie wstydzi!


 Uliczne robale. Ten w okolicy przystanku. Chyba jego funckją nie jest straszenie:) 
Po minie wnieść można, iż jest przyjaźnie nasawiony do otoczenia.


 Było też wzniośle. Kościółek na szczycie Tibidabo taki sobie:) Zdecydowanie nie moje klimaty. Nie nasze. Ale zachód słońca to jest TO na co zawsze oczekujemy! Jak dobrze mieć to COŚ co nas porusza.






I na zakończenie uczta w niezmiennie takim samym Hard Rocsku. To rytual mojego Ktosia. Nie ma, że odpuścimy:) Juz też się wkęciłąm. Tym razem poszło bezguście czyli hamburgery. Srednio to to zjadliwe jest uważam i odtąd będę unikać tego typu pożywienia. Stawiam już bardziej na zwykłe frytki z prawdziwego zmieniaka! Ale pan co podawał lody doniósł podwójną porcję czekolady, aż lody na stół wypływały tak nie żałował. A na koniec jak go pochwalilam i wylizywalam kubeczek to doniósł kolejny kubeczek roztopionego w maśle kakao, no pyszne, ale ile można. Za to pan kelner swoja uprzejmością pobił wszystkich, których dotychczas spotkałam. 

 Ja oczywiście nie żałuję i zbieram inspirację do mojego M. 
A wszystko co mnie w jakikolwiek sposób ujmuje znajduje się pod obstrzałam lustrzanki!

 Podświetlane kafle zrobiły ogromne wrażenie.

 To samo segregalnia śmieci czy coto tam było [stacja metra Glories]. Jej architektura nie pozwoliła mi przejść obojętnie, mimo ze za plecami kusił swym światłen Barceloński 'ogórek'.


Kusił, kusił i udusił ;-P
Musiałam go zmacacz każdej strony.
Torre Agbar,  Czy jest ładniejszy od Londyńskiego? o TAK!!! JEST!!!



 A potem plac, który kończył naszą kilkudniową przygodę z hiszpańskim mieściem. 
Tak, chwila zadumy, wzruszenia, ekscytacji. Na medytację zdobyć się nie mogłam gdyż zbyt mocno udeżyło mnie to co sie działo z tym światłem. Stałam, siadalam, skakałam zachwycona. Ludzie obok pozowali do zdjęć, dzieci mimo 22 godziny tańczyły i skakały goniąc dany kolor. Niesamowite.Nie mogłam znalesść jednego miejsca do obserweacji, nie moglam się nasycić wirujacymi falami tęczy! Taki plac powinien być w każdym mieście. KOLOR! ŚWIATŁO! PRZESYTZREŃ. Jako architekt krajobrazu powiem coś okrutnego: nawet zieleni nie brakowało! hahaha




 KONIEC




Dzięki za odwiedziny
 i życze udanego dnia.